Warning: Undefined variable $post in /home/klient.dhosting.pl/mirek/odwazni.hub4startup.pl/public_html/wp-content/themes/buddyboss-theme/learndash/ld30/modules/progress.php on line 97
Zapoznaj się z tekstem przygotowanym przez o. Jacka Salija OP. Całość dostępna także w wersji audio:
Jeśli chcesz wyzbyć się strachu, zobacz najpierw, czy masz już w sobie doskonałą miłość, która usuwa strach. Bo jeśli ktoś bez miłości pozbędzie się strachu, pycha go nadyma, podczas gdy miłość by go budowała.
Ojcze, zacznijmy może od definicji męstwa.
Męstwo jest to miłość, która dla tego, którego kocha, łatwo zniesie wszystko.
Wdzięczny byłbym za jakiś konkretny przykład sytuacji, w której należy zachować się mężnie.
Powiada ci ktoś: Potrzebuję twojego fałszywego zeznania. Najpierw obiecuje. Ale cię nie zwiódł, bo stawiasz wyżej Boże obietnice niż ludzkie obiecanki; nie zwyciężyła w tobie pożądliwość. Zatem próbuje groźby i zaczyna straszyć czymś przerażającym. Wiele może, jest potężnym w tym świecie i wydaje mu się, że swoją groźbę może uskutecznić. Ogarnia cię strach przed nacierającym złem. Otóż to zło Bóg może przecież od ciebie odwrócić, jeśli uzna, że to przyniesie ci korzyść. Jeżeli zaś nie zechce odwrócić, zrozum, że nie dopuściłby tego na ciebie, gdyby nie wiedział, że właśnie tak będzie dla ciebie korzystnie. Uwolnił Bóg od ognia trzech młodzieńców. Czy zmienił się Bóg, że nie uwolnił męczenników od miecza? Ten sam był Bogiem trzech młodzieńców, co Machabeuszy. Tamci uniknęli ognia, ci ogniem byli męczeni, a jedni i drudzy osiągnęli zwycięstwo w Wiekuistym Bogu. Ani bowiem u tych pierwszych to życie doczesne nie przesłoniło radości prawdziwej, ani tych drugich nie złamały doczesne pogróżki.
Generalnie powiadasz, Ojcze, że nie trzeba się bać, ale czegoś znów – jak powiadasz – trzeba się bać. Przydałoby się jakieś uporządkowanie tych problemów.
Przed swoją śmiercią Pan Bóg nasz postanowił nas umocnić. Wezwał nas, abyśmy się nie lękali, i wezwał, abyśmy się lękali. Powiedział: „Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, duszy zaś zabić nie mogą” (Mt 10, 28). Oto wezwanie, żeby się nie lękać, i przypatrzcie się wezwaniu do bojaźni: „Ale bójcie się Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle”. Zatem lękajmy się, abyśmy byli nieulękli. Lęk zdaje się świadczyć o tchórzostwie. Zdaje się cechować słabych, nie mocnych. Ale posłuchajcie Pisma: „Bojaźń Pana nadzieją mocy” (Prz 14, 26). Lękajmy się, abyśmy byli nieulękli. Inaczej mówiąc: Lękajmy się mądrze, abyśmy nie lękali się byle czego.
To, co mówisz, Ojcze, budzi podziw, radość, tęsknotę. Ale powiem Ci szczerze: Strasznie dużo mi brakuje do tego, żeby być doskonałym chrześcijaninem. Czy są sposoby na przezwyciężanie w sobie bojaźni niewolniczej? A zwłaszcza na opanowanie różnych strachów doczesnych?
Powiada Jan: „W miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk” (1 J 4, 18). Zatem, jeśli chcesz wyzbyć się strachu, zobacz najpierw, czy masz już w sobie doskonałą miłość, która usuwa strach. Bo jeśli ktoś bez miłości pozbędzie się strachu, pycha go nadyma, podczas gdy miłość by go budowała. Zdrowy organizm przepędza głód nie mdłością, ale jedzeniem. Podobnie ze zdrowej duszy strach należy przepędzić nie próżnością, ale miłością. Zatem roztrząśnij swoje sumienie, jeśli chcesz pozbyć się lęku. Nie wystarczy pomacać powierzchnię, wejdź w głąb, badaj tajemnice swojego serca. Staraj się tam wytropić zatrutą żyłę, która wsysa w ciebie i wchłania śmiercionośną światową miłość. Sprawdź, czy nie powoduje tobą i czy cię nie wciąga jakaś podnieta cielesnej rozkoszy, czy się nie wynosisz nadęty jakąś pustą chełpliwością, czy się nie spalasz jakąś próżną troską. A jeśli po przeszukaniu w kryjówkach sumienia nikczemnych słów, czynów i myśli, odważysz się powiedzieć, że widzisz siebie czystym i jasnym, sprawdź, czy w służbie sprawiedliwości – skoro nie trudzisz się już pracą na rzecz niegodziwości – nie zawładnęło tobą lenistwo. Jeśli nie, to słusznie się cieszysz. Raduj się, że nie ma w tobie lęku. Usunęła go miłość Boga, którego kochasz z całego serca i z całej duszy, i ze wszystkich myśli. Usunęła go również miłość bliźniego, którego kochasz jak samego siebie.
Ojcze, często przyłapuję się na tym, że kiedy mówię o męstwie, opisuję je najchętniej na przykładzie sytuacji skrajnych. Nie jestem pewien, czy to jest słuszne. Wprawdzie istota męstwa ujawnia się w nich ze szczególną wyrazistością, ale łatwo wówczas przeoczyć, że również nasze życie codzienne pełne jest rozmaitych wezwań do męstwa. Ja na przykład jestem księdzem, chciałbym dobrze wypełniać swoje obowiązki pasterskie, nie być najemnikiem. Powiedział Pan Jezus, że najemnik na widok zbliżającego się wilka ze strachu ucieka. Bez trudu mogę sobie wyobrazić, na czym polega ten strach najemnika w sytuacji prześladowania. Ale przecież słowa Pana Jezusa mają znaczenie uniwersalne, dotyczą nie tylko sytuacji nadzwyczajnych.
Kto jest tym najemnikiem, który widzi wilka i ucieka? Ten, który swego szuka, a nie tego, co Jezusa Chrystusa, i nie odważa się upomnieć grzesznika (1 Tm 5, 20). Oto zgrzeszył ktoś możny, ciężko zgrzeszył; należy go upomnieć, wykluczyć od komunii. Ale jeśli się go wykluczy, stanie się wrogiem, będzie zagrażał, szkodził, bo ma takie możliwości. I ten, który swego szuka, a nie tego, co Jezusa Chrystusa, milczy i nie upomina, aby nie utracić w konsekwencji wygody z czyjejś życzliwości, i nie narazić się na ludzką nieprzyjaźń. Drugi przykład: Oto wilk skacze owcy do gardła, diabeł kusi chrześcijanina do nieczystości, a ty milczysz, nie karcisz. O najemniku, zobaczyłeś wilka i uciekłeś! Może mi taki odpowie: Przecież jestem tu dalej, nie uciekłem. Uciekłeś, bo milczałeś; milczałeś, bo się przestraszyłeś. Strach jest duchową ucieczką. Ciałem pozostałeś – uciekłeś duchem. Inaczej postępował ten, który napisał: „Choć ciałem nieobecny, duchem jestem z wami” (Kol 2, 5). Nie uciekał on duchowo, bo nawet ciałem nieobecny – upominał rozpustników (1 Kor 5, 1n).
Zatem we wszystkich sytuacjach, również tych codziennych, męstwo jest naszym obowiązkiem?
Męstwo jest obowiązkiem. Wypraszajmy je u Tego, który nam rozkazał, abyśmy byli mocni. Bo jeśli On nas nie uczyni mocnymi, nie wypełnimy Jego rozkazu. Wypraszajmy je u Tego, który powiedział: „Kto wytrwa aż do końca, ten będzie zbawiony” (Mt 10, 22; 24, 13). Żeby zaś nie osłabnąć wskutek przypisania mocy samemu sobie, módlmy się: „Bo Ty, Boże mój, jesteś moją mocą” (Ps 46, 2).
Rozmowa opracowana na podstawie książki: Jacek Salij, Rozmowy ze świętym Augustynem
Autor jest dominikaninem, profesorem nauk teologicznych, pisarzem, publicystą.
– – –
W materiałach dodatkowych znajdziesz adhortację św. Jana Pawła II Redemptoris custos z komentarzem.
W tym tekście będę odwoływał się do adhortacji św. Jana Pawła II „Redemptoris Custos” (po polsku: „Opiekun Odkupiciela”), czyli dokumentu o św. Józefie. W moim odbiorze jest on jednym z najodważniejszych mężczyzn na kartach Pisma Świętego (punkty poniższe wyjąłem z wielu innych w adhortacji).
Powiernik tajemnicy Boga samego
Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów” (Mt 1, 20-21).
Józef doświadcza swojego zwiastowania, w którym Bóg wzywa go do szalonego kroku. Odwaga decyzji. Po ludzku: przyjąć dar bycia ojcem dla nie swojego Syna i dar niewiernej narzeczonej? Po Bożemu – totalnie inny wymiar…
A moje zwiastowania? Moje Boże wezwania? Ile ich już było? Ile z nich odrzuciłem, bo strach czy lęk przeważył? Ile z nich z odwagą podjąłem? Ile ich wypełniłem i jakie to przyniosło owoce w moim życiu?
Mąż sprawiedliwy
„Józef uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański (…)” (Mt 1, 24).
Cisza Józefa nie jest ciszą trzęsącego się ze strachu faceta. Nie jest ciszą podporządkowania się Bogu z rezygnacją i poczuciem przegranej. Nie jest ciszą pantoflarza ukrytego w samym sobie. Jest ciszą spotkania, rozważania, rozeznawania i podejmowania decyzji. Cisza przed kolejną bitwą… Odwaga Józefa kształtuje się w totalnej ciszy.
A jak z moją ciszą? A jak z moim wsłuchiwaniem się w Mistrza? A jak z moim rozeznawaniem i decyzyjnością? Czy daję czas Bogu, by do mnie mówił? Żeby rozpalał we mnie odwagę do rzeczy niemożliwych? A może uciekam przed ciszą, bo się boję kolejnej bitwy? Boję się może samej ciszy? Boję się ciszy, bo nie jestem przejrzysty przed Mistrzem?
Praca wyrazem miłości
„... poszedł z nimi i wrócił do Nazaretu; i był im poddany” (Łk 2, 51).
Jezus poddaje się Józefowi. Oddaje siebie samego w Jego spracowane ręce. Odwaga Boga. W praktyce oznacza to około 20 lat pracy z ojcem. Targowanie się. Poszukiwanie dobrego drewna. Pot i skaleczenia. Zwykłość szarych dni. Prawie. Jezus poprzez pracę uczy się od Józefa, kim jest mężczyzna. Uczy się męskiej miłości. Ojciec i Syn.
Czy widzę, jak Bóg oddaje mi Siebie Samego w moje ręce? Czy chwytam tę odwagę i zaufanie Boga? Czy widzę, z jaką odwagą Bóg daje mi żonę i dzieci? A z jaką odwagą Bóg daje mi pracę i współpracowników? A może z odwagą i determinacją Bóg przypomina mi, że moja praca jest wyrazem miłości, a nie przekleństwem dla mojej rodziny?
Odwaga dla mnie to droga Józefa. I tyle na ten temat. By lepiej ją zrozumieć, polecam „Redemptoris Custos” Jana Pawła II.
Br. Adam Zwierz OFMCap